W Peru mówią do mnie Magdalena Ewa. W Polsce po prostu Magda. Jestem etnologiem. Pochodzę ze Śląska. Tam mieszka cała moja rodzina. Jestem dumna z jej śląskości. Ponad dwadzieścia pięć lat temu Pan Bóg posłał mnie na ten świat i wybrał dla mnie wspaniałych, jedynych w swoim rodzaju rodziców: głuchoniemą mamę i głuchoniemego tatę. Dzięki nim oraz znajomym, którzy dotknięci są różnymi niepełnosprawnościami Pan Bóg dotykał mojego serca i uwrażliwiał je na osoby specjalne. Nazywam je ‘Skarbami Boga’. Są Jego aniołami. Pewnego dnia zobaczyłam figurę ukrzyżowanego Jezusa, bez rąk. Ktoś powiedział mi wtedy: “Ty jesteś Jego rękami”. Od tego momentu szukałam sposobu, żeby zrealizować moje powołanie które odczytywałam w kontekście tych właśnie słów. Dziś mieszkam w Peru. Pracuje wśród Metysów, w najpiękniejszym lesie świata - Amazonii. Za sześć miesięcy zamieszkam w najpotężniejszych górach świata – Andach. Będę dzielić moje życie
z prawdziwymi ‘góralami’. Chcę się zaprzyjaźnić ze Skarbami Boga, które tam mieszkają i dać im całą siebie. Wszystko co mam.
ROBERT
Nazywam
się Robert López Peña. Jestem Peruwiańczykiem. Urodziłem się w
Huancayo, w departamencie Junín. Uczyłem się w Salezjańskiej Szkole
Podstawowej a potem w Salezjańskim Liceum. Studiowałem Nauki Społeczne,
Filozofię i Religię w stolicy Peru.
Przez
dwa lata pracowałem jako wychowawca w prowadzonym przez Salezjanów Domu
dla Chłopców Ulicy w Limie. Dbamy tam o ich formację chrześcijańską i
obywatelską. Pomagamy zdobyć wykształcenie. Doświadczyłem tam ogromnej
radości. Wiele się też nauczyłem.
Teraz
mieszkam w Huancayo. Jestem nauczycielem w prywatnej szkole. Pracuję
też z chłopcami ulicy. Dzielę się z nimi Bożym Słowem i pomagam w nauce.
Po prostu z nimi jestem. Jeden z nich powiedział mi kiedyś: ‘Dziękuję, że wlałeś do mego serca radość.’
Odpowiedziałem mu, że to Bóg mnie tam postawił, żebym mógł mu pomóc i
zmienić choć trochę jego życie. Pamiętam modlitwę, którą odmawialiśmy
rano w szkole: ‘Chryste, Ty nie masz rąk ani nóg. Naucz nas być Twoimi rękoma i nogami abyśmy mogli głosić Twoje słowo – Ewangelię.’
Pewnego dnia zadzwoniła moja komórka. To by Michał, mój znajomy. Przedstawił mi projekt ewangelizacyjny, który chce realizować. ‘Robert, Bóg cię teraz potrzebuje. Chce, żebyś był jego rękoma i nogami.’
Z wielką radością i bez żadnych wątpliwości zgodziłem się na to. Kiedy
opowiadałem o tym moim przyjaciołom mówili, że jestem szalony, że nie
powinienem się na to decydować. Przypomniały mi się wtedy słowa jednego z
kapłanów wypowiedziane w noc Bożego Narodzenia: ‘Większą radością
jest dawanie niż otrzymywanie. Boże plany potrzebują serc, które
potrafią dzielić swoje życie z innymi bez względu na warunki. Dla Boga
nie ma bowiem nic niemożliwego.’ Chciałbym, żeby każdy kto przeczyta o naszym projekcie poczuł się rękoma i nogami Chrystusa.
Możesz być częścią tego projektu modląc się za chłopców, dziewczynki i całe rodziny. Możesz wesprzeć ich comiesięczną ofiarą. Możesz podarować im radość i lepszą przyszłość. Dziękuję Ci za pomoc w pomaganiu.
Możesz być częścią tego projektu modląc się za chłopców, dziewczynki i całe rodziny. Możesz wesprzeć ich comiesięczną ofiarą. Możesz podarować im radość i lepszą przyszłość. Dziękuję Ci za pomoc w pomaganiu.
EDYTA, MICHAŁ, MARTYNKA I SARA
Edytka urodziła się w Pszczynie, a Michał w Krościenku nad Dunajcem. Oboje
skończyliśmy studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, kierunek
wychowanie fizyczne.
Poznaliśmy się na obozie sportowym w Kobylej Górze ponieważ podczas lat
nauki trenowaliśmy zawodowo lekką atletykę. Edytka biegała na 800m, a Michał chodził na dystansach 20km i 50 km. Na
studiach prowadziliśmy duszpasterstwo akademickie "Podaj Dalej" oraz
byliśmy zaangażowani w działalność organizacji chrześcijańskiej Athletes in
Action, zajmującej się ewangelizacją wśród sportowców.
Jeszcze będąc na studiach w
październiku 2006 roku wzięliśmy ślub. Po studiach Michał zaczął pracę w
Gimnazjum w Wieliczce oraz prowadził zajęcia jako trener lekkiej atletyki. Z
ciasnego i niewygodnego akademika przeprowadziliśmy się do mieszkania w
Wieliczce.
11 stycznia 2009 roku urodziła się Martynka. Wraz z narodzinami Martynki
pojawiła się też w naszych głowach myśl czy to co dotąd robimy jest 100%
oddaniem się Panu Bogu. Czegoś nam brakowało. Modliliśmy się, analizowaliśmy
nasze talenty i to do czego Bóg chciałby je wykorzystać. Tak trafiliśmy do
Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego(SWM) i tam zrodziła się myśl, aby zostać
świeckimi misjonarzami. Zaangażowaliśmy się w działalność SWM, aby zobaczyć jak
to wszystko wygląda od kuchni. W lutym 2010 roku zaproponowano nam wyjazd do
placówki salezjańskiej w Majes w Peru i po tej propozycji podjęliśmy decyzje,
aby porzucić nasze prace, bezpieczne życie w Polsce, oddać się całkowicie w
ręce Jezusa i poświęcić całe życie pracy na misjach. Od tego czasu przebywamy w
Peru głosząc Ewangelię.
PIOTREK
Urodziłem się w Polsce. Umrzeć chcę w Peru. Cała reszta jest podróżą.